Przesłanie Innaritu jest wręcz namacalne-rosnące podziały społeczne, bieda, wyzysk, nieufność, strach przed terroryzmem...przepaśc jaka dzieli cywilizacje nie tylko zachodnią i wschodnią, ale również wywyższająca się narodowość amerykańską deprecjonującą sąsiednią meksykańską. Widzimy jak decyzje polityczne odbijają się na życiu zwykłych ludzi, którzy nagle znajdują się w sytuacjach wręcz ekstremalnych.
Historia rozgrywająca się w Japonii pokazuje jak dzielić potrafi niedoskonałość, brak wiary w drugiego człowieka, niemożność porozumienia się z innymi, brak zrozumienia i ciepła.
Wszystkie wątki pokazują przy tym jak wazna jest bliskość innych,nie tylko bliskich, czasami bezinteresowna pomoc nieznajomych - właśnie takie realcje pomagają napraiwiać świat.
Innaritu zadedykował ten film swym dzieciom, podkreślając nim,że to właśnie dzieci sąś nadzieją i przyszłością,kimś najcenniejszym, a bywa,że i je piszemy na straty.
Mimo,że uczucia po pokazie filmu mam mieszane, nie moge oprzeć się wrażenie,że wątki były prowadzone nierówno - jedne przemawiają do nas siilniej, inne już nie tak bardzo...
Szkoda tylko,że reżyser nie zdecydował sie obsadzić w głównych rolach aktorów mniej popularnych, aczkolwiek prawdopodobnie podyktowane to było koniecznością znalezienia dobrej dystrybucji, a tyczycha na sławne nazwiska...